Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Chciałam opowiedzieć swoją wersję

Monika Frenkiel
Rozmowa z Joanną Szczepkowską - Czy napisała Pani tę książkę, bo chciała się wytłumaczyć? - Nie. Chciałam, żeby historia mojego pójścia do „Dziennika” została opowiedziana od początku do końca.

Rozmowa z Joanną Szczepkowską
- Czy napisała Pani tę książkę, bo chciała się wytłumaczyć?
- Nie. Chciałam, żeby historia mojego pójścia do „Dziennika” została opowiedziana od początku do końca. To wydarzenie zostało w anegdocie. Wielokrotnie jest przekłamywane, wielokrotnie są dodawane albo odejmowane jakieś wątki. Pomyślałam sobie, że człowiek nie jest wieczny i że trzeba pozostawić po sobie swoją wersję - opowiadanie „jak to było naprawdę”. Ale gdyby to wydać tylko w takiej formie, byłby to zeszyt, nawet nie szesnastokartkowy. Więc pomyślałam, że mogłabym opowiedzieć całe swoje życie, w takich krótkich błyskach: jak to się stało, jakie ono było i dlaczego właśnie ja usiadłam w telewizyjnym studio i powiedziałam to, co powiedziałam.

- We wstępie do książki pisze Pani o dwóch epizodach: kobiecie, która Panią zapytała „Dlaczego to pani zrobiła” i mężczyźnie mówiącym „musiała pani być albo bardzo głupia, albo bardzo inteligentna”. Czy takich ludzi było więcej?
- Raczej coraz więcej jest ludzi, którzy w ogóle nie wiedzą, co w moim wystąpieniu było szczególnego. Dla kogoś, kto nie wie, czym była komuna, niczego szczególnego w zdaniu „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się komunizm” nie ma. To po prostu zdanie, z podmiotem i orzeczeniem. Tylko ci, którzy żyli w tamtych czasach, wiedzieli, jakiego rodzaju było to zaskoczenie, wręcz szok.

- Jest Pani zdania, że o tamtych czasach lepiej zapomnieć i żyć od nowa - czy raczej należy pielęgnować pamięć? Przypominać, żeby ludziom się nie wydawało, że za komuny było wspaniale, jak się to czasem słyszy.
- Trzeba o tym mówić. Przede wszystkim dlatego, że doświadczenie takiego ustroju to kopalnia wiedzy o człowieku. O tym trzeba pamiętać - na przykład, jak wpływa na nas życie w uświadomionym lub nieuświadomionym strachu? Jak żyjemy z „poczuciem podwójności” spowodowanym choćby tym, że istnieje prawda oficjalna i nieoficjalna. Jak człowiek się w tym wszystkim znajduje, jak szybko zaczyna to akceptować, jak szybko zamazuje się zdrowe poczucie oporu. To jest ten rodzaj wiedzy o nas samych, która pozwala żyć także w czasach wolności, bo wtedy też przecież stajemy przed rozmaitymi wyborami. Po to, żeby poznać siebie, powinniśmy poznać siebie w historii.

- Wróćmy do momentu Pani występu w telewizji - czy to wydarzenie zmieniło Pani życie?
- Bardziej niż przypuszczałam. Idąc do studia, wiedziona jakimś rodzajem głosu wewnętrznego, bo tylko tak to mogę nazwać, w ogóle nie myślałam, co będzie dalej. Dotarło to do mnie dopiero następnego dnia, kiedy się rozdzwoniły telefony. Dzwonili na przykład zaprzyjaźnieni reżyserzy i pytali „Słuchaj, ale jak my cię teraz mamy obsadzać? Co z tym zrobić? Teraz się będziesz z tym kojarzyła”.

- Aktorka, która skończyła komunizm...
- Tak. Na szczęście mam taką konstrukcję, że zupełnie jest mi obce coś, co nazywa się dzisiaj „dbaniem o własny wizerunek”. Jestem zdania, że człowieka kształtuje się od wewnątrz. Ja taka jestem, taką rzecz zrobiłam. Moje życie będzie się układało zgodnie z tym, jak postępuję i jak czuję. Oczywiście z całą pewnością to wydarzenie wpłynęło na to, jak istnieję, czy jak nie istnieję w swoim zawodzie. Chociażby tak, że często, a nawet coraz częściej jestem utożsamiana z komentarzami na temat współczesnej polityki. Zgłaszają się do mnie w tej sprawie media - w życiu bym nie przypuszczała, że tak będzie. Ale z drugiej strony rzeczywiście się tym interesuję, więc nie ma tu żadnego przekłamania.

- Są takie osoby - jak ja na przykład - które miały wtedy, powiedzmy, „naście” lat. Sprawy polityczne ich nie interesowały, nie pamiętają Kuronia, Michnika, wyborów - ale pamiętają pani wystąpienie telewizyjne. Czy to nie jest tak, że stała się Pani bardziej rozpoznawalna, niż kluczowe dla tamtego czasu postaci?
- Jeżeli tak jest, to bardzo niedobrze i czuję się tym zażenowana. Na szczęście ludzie, których podziwiam - Jacka Kuronia co prawda już nie ma, ale byłam z nim w wielkiej przyjaźni - na przykład Adam Michnik czy Tadeusz Mazowiecki - nigdy nie mieli mi tego za złe. Inaczej jest z Lechem Wałęsą, który, wiem o tym, ma do mnie pretensje. Ale zawsze podkreślam, że mój udział w ruchu oporu co prawda jakiś był, ale z całą pewnością nie był tak wielki jak ich. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko przeciętny obywatel znacznie lepiej kojarzy Jacka Kuronia i Lecha Wałęsę niż mnie.

- Jak książka jest przyjmowana przez Pani przyjaciół, znajomych?
- Odpukać - na szczęście mam bardzo dobre sygnały. Jako aktorka jestem wyczulona na komplementy i szczerość ich - myślę, że w tym wypadku są one szczere. Mam stronę internetową, która co prawda jest poświęcona innym sprawom, ale jest tam mój adres - i dostaję bardzo dużo wiadomości. Co dla mnie bardzo ważne, dostaję bardzo dużo wiadomości i telefonów od ludzi młodych. To właśnie z myślą o nich napisałam tę książkę.

- Czy ma to być w takim razie rodzaj podręcznika dla osób młodych?
- Lektura to coś, czego się nie lubi, ale marzyłabym o tym, żeby chociaż kawałeczki tej książki były czytane przez młodych ludzi. Bardzo chciałam przekazać im klimat tamtych czasów - czym były kolejki, kiedy się stało nie wiedząc, po co się stoi. Jest tam mnóstwo rzeczy, które „pachną” komuną, i które mogą być dla młodzieży cenne. Chciałabym, żeby ta książka żyła. Oczywiście chciałabym, żeby żyły także inne książki, które zdarzyło mi się napisać, ale gdybym miała wybrać jedną, byłaby to właśnie ta. Z tego względu właśnie, że ma wartość historyczną.

- Długo pracowała Pani nad książką?
- To najszybciej napisana przeze mnie rzecz. To niezwykłe doświadczenie. Wpadłam na pomysł na początku marca. Wtedy sobie uświadomiłam, że jest rocznica 20-lecia obalenia komunizmu w Polsce. Pomyślałam sobie, że jeżeli tej książki nie napiszę teraz, to nigdy nie będzie miała podobnej siły rażenia. No, chyba że za 10 lat. Zadzwoniłam do „Znaku”, bo stwierdziłam, że tu mnie zrozumieją. Naczelny powiedział, że to absolutnie niemożliwe, żeby w czerwcu ukazała się książka, której w marcu jeszcze nie ma. Ale stwierdził, że jeśli ją napiszę w dwa tygodnie, co oczywiście jest niemożliwe... No i się zobowiązałam, że codziennie będę dostarczać kolejny kawałek. I codziennie wstawałam przed szóstą rano i rzeczywiście uczciwie pisałam. To był niesamowity okres.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto