Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czterej pancerni, pies i 40 lat

[email protected]
Franciszek Pieczka, filmowy Gustlik: – Nie wstydzę się udziału w tym serialu. Że był wykorzystany przez tzw. czynniki do innych celów, to już inne zagadnienie. Romuald Kropat trzyma w ręce dużą fotografię.

Franciszek Pieczka, filmowy Gustlik: – Nie wstydzę się udziału w tym serialu. Że był wykorzystany przez tzw. czynniki do innych celów, to już inne zagadnienie.
Romuald Kropat trzyma w ręce dużą fotografię. Ze zdjęcia spoglądają Olgierd, Gustlik, Janek, Grigorij i pies Szarik. Jest też stalowy „Rudy”.

– Zdjęcie zrobiliśmy na pamiątkę, ale w końcu taka scena znalazła się też w filmie – wspomina. Łodzianin Romuald Kropat, operator „Czterech pancernych i psa”, wieloletni wykładowca łódzkiej „filmówki”, jest jednym z niewielu żyjących dziś realizatorów kultowego serialu.
Pierwszy, pilotowy odcinek serialu „Załoga” Telewizja Polska wyemitowała 40 lat temu – dokładnie 9 maja 1966 roku, w Dzień Zwycięstwa. Regularną emisję rozpoczęto we wrześniu tego samego roku. „Czterej pancerni i pies” są jedną z najpopularniejszych naszych produkcji filmowych. Pomagała w tym TVP, która pokazywała „Pancernych” średnio co półtora roku. Ostatni raz przygody „Rudego” i jego załogi można było oglądać w ubiegłym roku.
– „Czterej pancerni i pies” to dla mnie kawałek życia, które razem z kolegami spędziliśmy na planie – mówi Wiktor Pyrkosz, który zagrał kaprala Franka Wichurę. – Rola Wichury miała być tylko epizodem w pierwszej serii, ale postać pozostała i z „Pancernymi” dotarła do Berlina. Miałem dołączyć do załogi „Rudego”, ale pod pancerzem było mi za duszno...

Pancerni kontra „Zorro”
Przez wiele lat polskie podwórka i szkoły pełne były małych czołgistów. Ulubionym bohaterem młodych Polaków był Janek. Gdy na podwórku bawiono się w „Czterech pancernych i psa”, każdy chciał być dowódcą „Rudego”. Powodzeniem cieszyły się jeszcze Marusie i Lidki, choć zaszczytem było też mianowanie na Szarika.
– A moją ulubioną postacią był Grigorij, grany przez Włodzimierza Pressa – twierdzi Marek Łazarz, slawista z wykształcenia, a pilot i przewodnik turystyczny z zawodu. – Może na przekór wszystkim tym, którzy kochali Janka albo Lidkę lub Marusię.

Marek Łazarz, choć urodził się 6 lat po nakręceniu pierwszego odcinka „Czterech pancernych i psa”, jest jednym z najbardziej zagorzałych fanów serialu. Wie o nim wszystko. Przez trzy lata zbierał wiadomości na ten temat. W maju ukaże się jego książka o realizacji tego filmu.
– Miałem z sześć czy siedem lat, gdy pierwszy raz obejrzałem „Pancernych” – wspomina. – Na początku najbardziej interesowała mnie technika wojskowa, a więc czołgi, działa, karabiny. Potem szybko zrozumiałem, że to wspaniały film przygodowy, opowiadający o przyjaźni. Był to polski odpowiednik zagranicznych seriali typu „Zorro” czy „Wilhelm Tell”.

Na przełomie lat 60. i 70. wszędzie w Polsce powstawały Kluby Pancernych. Tworzyły się załogi „Rudego”. Mogły liczyć dowolną liczbę członków, ale koniecznie musiało być w nich zwierzę. Niekoniecznie pies. Szarikami były koty, rybki, a nawet żółwie.
– Do Klubów Pancernych należało 400–500 tysięcy dzieci – mówi Marek Łazarz. – Gdy w 1970 roku Kluby Pancernych organizowały egzaminy na kartę rowerową, to tylko w ciągu jednej niedzieli przystąpiło do niej 800 tysięcy dziewcząt i chłopców!
Franciszek Pieczka, aktor grający Gustlika Jelenia, pamięta, że członkowie Klubów Pancernych budowali po wsiach budy dla miejscowych Szarików i wykładali je słomą.
Tomek, nie piskaj!

Nakręcono 21 odcinków „Czterech pancernych i psa”, choć serial miał się skończyć po siedmiu, kiedy Janek odnalazł ojca, załoga doszła do Bałtyku i zginął Olgierd, dowódca „Rudego”. Takie zakończenie miała też powstała równolegle książka.
– Popularność serialu była tak wielka, że Janusz Przymanowski zaczął pisać kolejne odcinki – wyjaśnia Marek Łazarz. Przymanowski, autor scenariusza i frontowy przyjaciel Wojciecha Jaruzelskiego, przygody załogi „Rudego” 102 napisał na podstawie wspomnień polskich żołnierzy walczących na froncie wschodnim.
– Pisali do niego listy i opowiadali o swoim życiu. Przymanowski sam też wędrował z polskim wojskiem z Rosji do Polski – mówi Romuald Kropat. – Scenariusz był uzupełniany w czasie realizacji filmu.
Aktorzy grający w „Czterech pancernych i psie” zdobyli ogromną popularność. – Gdy serial był emitowany, biegały za mną dzieci i wołały: „Tomek, nie piskaj!” – opowiada Wiesław Gołas, czyli Tomek Czereśniak. – Nie gniewałem się za to, nie jestem obraźliwy.
Załoga „Rudego” i jej przyjaciele jeździli po całym kraju na spotkania z telewidzami. Janusz Kłosiński, grający sierżanta Czernousowa, opowiada, że kiedyś z Romanem Wilhelmim (Olgierdem) jechali na takie spotkanie z widzami. Przejeżdżali przez miejscowość, w której odbywała się niedzielna suma. Nagle ktoś krzyknął: „Jadą pancerni!” Wszyscy, łącznie z ministrantami, wybiegli z kościoła... – Wilhelmi, który nie był człowiekiem sentymentalnym, mrugnął do mnie, puknął się w czoło i powiedział: „Ci ludzie zwariowali!” – wspomina Janusz Kłosiński. W Łodzi na Piotrkowskiej i placu Wolności „pancernych” witały tłumy.

– To było coś niewyobrażalnego! – mówi Romuald Kropat. – Drugie spotkanie w Łodzi zorganizowano akurat, gdy do miasta przybywał kardynał Stefan Wyszyński. Partia chciała w ten sposób odciągnąć łodzian od głowy Kościoła. Fortel nie powiódł się. Na spotkanie z „Pancernymi” prawie nikt nie przyszedł. Ekipa pojechała więc na przyjęcie koło Strykowa.
Wiele powiedzeń z serialu weszło do naszego języka. Między innymi słynne „Pyrkosz, pyrkosz i nie jedziesz”. Słowa te mówił do Witolda Pyrkosza Franciszek Pieczka. Scena weszła do serialu przez przypadek.
– Wymyślili to córka i syn Konrada Nałęckiego, nieżyjącego już reżysera serialu, który był wspaniałym człowiekiem – wspomina Witold Pyrkosz. – Reżyser stwierdził, że ta kwestia nie wejdzie do filmu. Ja na to: „Jak to nie wejdzie?”. Poszedłem do sklepu, kupiłem dzieciom po czekoladzie i weszła. Po latach wracaliśmy z żoną i córką z Zakopanego. Na moście Dębnickim w Krakowie mój polonez zgasł. Podszedł do mnie milicjant, popatrzył i mówi: „Pyrkosz, pyrkosz i nie ruszosz”. Bardzo się ucieszyłem, bo pierwszy raz zostałem zacytowany!

Szarik trafił do muzeum
Wielu młodych widzów nie mogło przeboleć, że w kolejnych odcinkach nie występuje już Roman Wilhelmi, uśmiercony przez twórców. Aktor miał się jeszcze pojawić w serialu. Jest w nim scena, kiedy „Pancerni” widzą z daleka żołnierza bardzo podobnego do Olgierda. Wątek miał być kontynuowany.
– Planowano, by Wilhelmi zagrał rosyjskiego sapera, który pojawia się w ostatnich odcinkach – opowiada Marek Łazarz. – Miał być łudząco podobny do Olgierda. Jednak Wilhelmi wcześniej przyjął propozycję zagrania w jakimś NRD-owskim filmie i w „Czterech pancernych” się już nie pojawił. Rosyjskiego oficera zagrał Aleksander Bielawski.
Szarika zagrał milicyjny pies Trymer. W pierwszej serii trenował go milicjant, który wyemigrował do Izraela. W dwóch kolejnych częściach zastąpił go znany treser zwierząt, pułkownik Franciszek Szydełko.
Szarik miał dwóch dublerów. Kiedy w berlińskiej dekoracji Szarik nie chciał skoczyć z pierwszego piętra, to zastępował go dubler.
Szarik najbardziej lubił Wiesława Gołasa. Spędzał z nim więcej czasu niż z filmowym Jankiem. – Gdy pan Szydełko musiał wyjechać, to Szarik spał u mnie w hotelu, a dietę na wyżywienie miał większą niż ja – śmieje się Wiesław Gołas.

Wypchany Szarik stoi dziś w muzeum Centrum Szkolenia Służb Wojskowych w Sułkowicach koło Warszawy. Mniej szczęścia miał „Rudy” – trafił na złom.

Rektorat też grał
Zdjęcia do serialu kręcono w wielu miejscach, w pierwszej serii głównie we Wrocławiu i Żaganiu, w Bydgoszczy w centrum miasta i na śluzie.
– Odcinek „Brzeg morza”, w którym Janek odnajduje ojca, realizowano w Gdyni, nadmorskie zdjęcia kręcono też w Krynicy Morskiej i Piaskach – opowiada Kropad. – Wiele zdjęć powstało w okolicach Spały, gdzie ekipa miała bazę. Zdjęcia kręcono natomiast w Inowłodzu i Poświętnem. Tam powstały sceny z odcinka „Kwadrans po nieparzystej”.
Wiele kilometrów taśmy filmowej nakręcono w łódzkiej Wytwórni Filmów Fabularnych. W „Pancernych” zagrały także dwa łódzkie pałace przy ul. Skorupki (vis-a-vis redakcji „Dziennika”), należące teraz do Politechniki Łódzkiej, w tym rektorat. Oba można oglądać w odcinku „Kwadrans po nieparzystej”.
– A w pałacu, gdzie dziś znajduje się łódzkie Centrum Kształcenia Międzynarodowego, realizowano zdjęcia wewnętrzne – dodaje Marek Łazarz. – Natomiast w scenach, w których pancerni zdobywali Berlin, zagrało lotnisko w Aleksandrowie Łódzkim. Tam ustawiono makietę Bramy Brandenburskiej, którą wykorzystano później jeszcze w dwóch innych filmach, między innymi „Kierunek Berlin”.

Ciężarówka przejechała po Janku
Na planie serialu nie brakowało dramatycznych sytuacji. Ciężkiemu wypadkowi uległ Janusz Gajos, filmowy Janek Kos. Romuald Kropat dobrze pamięta ten moment.
– Uratowałem go przed poważniejszymi obrażeniami – dodaje.
Na miejsce, gdzie kręcono kolejne zdjęcia, ciężarówki przywoziły sprzęt. Gdy wracały, skracały sobie drogę. Na miejscu byli już aktorzy. Janusz Gajos, czekając na rozpoczęcie zdjęć, zdrzemnął się na ziemi. Kierowca ciężarówki nie zauważył śpiącego aktora.
– Odwróciłem się i patrzę, że ciężarówka jedzie wprost na Gajosa! – opowiada Romuald Kropat. – Przednie koła przejechały przez aktora. Zacząłem krzyczeć, ciężarówka stanęła. Janusz Gajos z pękniętą miednicą został odwieziony do szpitala.
Po tym wypadku trzeba było zmienić scenariusz „Pancernych”. „Rudy” został trafiony, zniszczono wieżę czołgu, a ranna załoga wylądowała w szpitalu. To ten odcinek, w którym Janek Kos leży w szpitalu, cały w gipsie. – Gajosa przywożono ze szpitala na plan filmowy, na specjalnym łóżku i kręcono zdjęcia – mówi Romuald Kropat.

Serial czy propaganda?
Zarzuca się serialowi, zwłaszcza w ostatnich latach, że był propagandą komunistyczną, ale fani nie przyjmują tego do wiadomości. Do dziś jest to dla nich film o przyjaźni i przygodach, które sami chcieliby przeżyć.
– Nie wstydzę się udziału w tym serialu – mówi Franciszek Pieczka. – Że był wykorzystany przez tzw. czynniki do innych celów, to już inne zagadnienie. Ale takie to były czasy... Były zarzuty, że serial przekłamuje historię, ale myśmy szli ze wschodu na zachód, a nie z zachodu na wschód. Był to serial o przyjaźni. Teraz w serialach dla młodzieży leje się krew, a konsekwencje tego widać w zachowaniu młodych ludzi.

Wielu fanów „Czterech pancernych i psa” dobiega dziś pięćdziesiątki. Kiedy telewizja ponownie go emituje, z przyjemnością zasiadają przy telewizorze. Niektórzy mają serial na DVD. Oglądając poszczególne sceny, przypominają dzieciństwo. Żałują tylko, że ich dzieci wolą „Gwiezdne wojny”, niż przygody załogi „Rudego” 102.

Anna Gronczewska - DZIENNIK ŁÓDZKI

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto