Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dom przepełniony miłością

Marzena i Tadeusz Woźniakowie
Ojcze Janie, które z błędów wychowawczych, popełnianych przez współczesnych rodziców, wołają o pomstę do nieba? – wrzucamy do rozmowy kolejny temat.

Ojcze Janie, które z błędów wychowawczych, popełnianych przez współczesnych rodziców, wołają o pomstę do nieba? – wrzucamy do rozmowy kolejny temat.

– Generalnym błędem jest niespójność pomiędzy życiem a wzorcem wychowawczym, jaki usiłujemy dziecku wpajać – odpowiada ojciec Grande. – Jeśli co innego mówimy, a co innego robimy; jeśli ojciec nakłania syna, aby nie pił i nie palił, a sam na jego oczach robi to nagminnie – to z takiego wychowania nic nie będzie. Dziecko funkcjonujące w rodzinie musi mieć wzorzec do naśladowania. Jeśli jest to wzorzec zafałszowany – wyrasta skrzywiona osobowość. Taki ktoś będzie do końca życia krytyczny wobec własnych rodziców, uprzedzony do nich.

– I zapewne powtórzy ich błędy.
– Bo też nasza podświadomość, chcemy tego czy nie, przechowuje – jak na taśmie magnetofonowej – wszystko to, czym nasiąknęła w dzieciństwie i dyktuje potem zachowania, od których radzi bylibyśmy uciec. Dziecko dostrzegające, że rodzice są inni w domu, a inni na zewnątrz, w dodatku – o czym wcześniej mówiliśmy – dziecko to, obarczone nadmiernymi zajęciami z powodu ambicji mamy czy taty; przemęczone, przymuszane, zdezorientowane – nigdy nie nawiąże serdecznej więzi z rodzicami. Nie będzie ich przyjacielem. I tak narastać będzie samotność obu stron, rozsypią się związki międzypokoleniowe.

Kiedy brakuje miłości
– Od lat przychodzi do mnie – ojciec Jan przywołuje przykład ze swojej praktyki – pewna pacjentka, bardzo nieszczęśliwa kobieta. Nieomal choruje na samotność mając trzech synów i dwie córki. Wszystko to wykształcone, na stanowiskach. Dlaczego jej nie odwiedzają? Ano, za dużo tam było ambicji, a zbyt mało „zwykłej” miłości. Skądinąd wiem, że znaleźć można taką miłość w rodzinach naznaczonych niedostatkiem, tam, gdzie dzieci już od wczesnej młodości pomagać muszą ciężko pracującym rodzicom.

W kuchni, a nie na ekranie
– Ojcze Janie, co zaproponować rodzinom, w których więzi pokoleniowych brakuje? – dopytujemy.
– Uniwersytet domowy zaczyna się w kuchni – nasz rozmówca wraca do swojej ulubionej filozofii. – Niechże matka nie pozwala, by jej nastoletnia córka uwaliła się w fotelu przed telewizorem, podczas kiedy ona nie wie w co najpierw ręce włożyć. Wszystkie kobiety w rodzinie, poczynając od siedmio-, ośmioletnich dziewczynek powinny mieć nawyk kręcenia się po kuchni. Kiedy matka kroi chleb, już powinna stać przy niej córka i podstawiać talerz; jedna z córek myje jajka pod bieżącą ciepłą wodą, żeby nie było salmonelli, podaje je starszej siostrze do rozbicia na patelni... Niech te dziewczynki obserwują przy kuchennych czynnościach własną matkę, a nie jakąś obcą panią, która w telewizji uprawia „gotowanie na ekranie”. Na dodatek nie mając pojęcia o tym, co robi, nie tłumacząc telewidzom dlaczego dobiera takie, a nie inne składniki, i jaka jest ich wartość żywieniowa.
Prosimy ojca Jana o jego opinię na temat wartości życia w podeszłym wieku...

Szacunek do starszych
– Ze zdumieniem obserwowałem na Syberii z jakim szacunkiem odnoszą się do swoich starców plemiona koczownicze – słyszymy w odpowiedzi. – Uznaje się ich tam za błogosławionych. Kto długo żyje, ten pewnie na to zasłużył swoją dobrocią... Starość, w przeciwieństwie do społeczeństw zachodniej cywilizacji, jest rodzajem społecznego kapitału; dzięki czyjemuś długiemu doświadczeniu możemy poznać niejedną prawdę o życiu.
– A pewnie też i o umieraniu, który to temat tak lubimy od siebie oddalać.

– Nasza kultura, próbując wykreślić śmierć ze swojego myślenia, stworzyła – ni mniej ni więcej – tylko właśnie cywilizację śmierci, jak to najlepiej określił Jan Paweł II. Moja znajoma, pani Józefa, 90-letnia osoba, mająca za sobą życie poświęcone pracy w opiece społecznej, na parę tygodni przed śmiercią mówiła: „Żeby też ojciec wiedział, jaki to jest okropny czas to czekanie na śmierć. Rano wstanę, umyję się, uczeszę, ubiorę i ciągle towarzyszy mi świadomość, że może właśnie dziś, może za godzinę umrę. Ja już nie mam na nic zapotrzebowania. Pytają mnie ludzie, dlaczego ja jestem jakaś dziwna, jakby obca? A ja nie potrafię być inna, bo to już śmierć jest ze mną...”.

Ten, niejako przymusowy, pobyt pani Józefy na ziemi coś nam uświadamia. Kiedy wygasa życiowa energia, jak w jakiejś ogromnej elektrowni atomowej, to człowiek zdaje sobie sprawę z własnej nicości. Nie ma już żadnych potrzeb, nawet takich, by komuś zaszkodzić, jest w pełni bezinteresowny. Jeden ma jeszcze tylko interes na tej ziemi – nawrócenie, pojednanie z Bogiem...

Coraz słabszy wzrok
Wracamy do pytań o sprawy zdrowia i pytamy ojca Jana, jak podziałać wzmacniająco na słabnący wzrok?
– Coraz więcej, i to coraz młodszych ludzi, nosi dziś w Polsce okulary – nasz rozmówca zaczyna od potwierdzenia stanu faktycznego. – Uważam, że ma to związek z faktem niedoceniania roli najzwyklejszej marchwi. Ile jej wrzucamy do garnka z gotującym się rosołem? Bywa, że jedną, a nawet połowę. Tymczasem marchew jest nosicielem pomarańczowego barwnika, który wątroba przerabia na witaminę A, będącą podstawą dobrego wzroku, prócz tego hamującą procesy starzenia, a w dzieciństwie i młodości stymulującą wzrost. Gotowana marchew jest bardzo łatwo przyswajalna i nie przysparza żadnych problemów trawiennych.

– A marchew surowa?
– Byłbym z nią ostrożniejszy ze względu na ciężkostrawny błonnik. Ktoś o słabym uzębieniu i słabszym żołądku będzie ją trawił przez parę godzin. I właśnie tym wszystkim, którzy mają problemy żołądkowe czy jelitowe, polecam jako ostatni posiłek dnia kilka gotowanych ciepłych marchewek z dużą łyżką masła.

Herbata ziołowa z miodem
– Czym jeszcze wzbogacić dietę naszych okularników? – dopytujemy.
– Mnóstwo substancji odżywczych, w tym złoża lecytyny, zawiera wątroba. Na Syberii – wspomina zakonnik – kiedy ktoś zapadał na kurzą ślepotę (marchewki, jak wiadomo, tam nie było), łapano wrony, z ich wątróbek gotowano wywar i tym się wzmacniano.
– Ale wątroba zbiera wszystkie toksyny z organizmu – ripostujemy.
– To jest, niestety, ta druga strona medalu, którą musimy uwzględnić. W zwierzęcych wątrobach mamy antybiotyki, hormony i wszelkie chemiczne brudy. Człowiek powinien raz na kwartał płukać własną wątrobę z toksyn. Polecam w tym celu przez dwa – trzy tygodnie przed zaśnięciem pić herbatę ziołową zaparzoną z dziurawca, mięty i melisy, osłodzoną łyżeczką miodu.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto