Wałbrzyscy strażacy jeżdżą coraz częściej do zdarzeń niezwiązanych z gaszeniem pożarów, czy wypadkami drogowymi, gdzie niezbędna jest ich pomoc na przykład w wydobyciu ofiary ze zmiażdżonego auta, albo zabezpieczeniu miejsca zdarzenia.
Są wzywani do duszności, rozbitej głowy, złego samopoczucia, ale i bardziej dramatycznych wypadków, gdzie karetka ze względu na ukształtowanie terenu nie może dojechać, albo jej po prostu nie ma. Zdarza się, że dowożą lekarza w miejsce, gdzie przebywa chory. W ostatnim dniach tak było dwa razy, kiedy w terenie nie mógł wylądować śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i lądował w szpitalu im. A Sokołowskiego na Piaskowej Górze. Strażacy musieli przyjechać po lekarza i zawieźć go do poszkodowanego.
- Tylko od października do końca listopada w Wałbrzychu i okolicy było 11 wyjazdów, które my, strażacy nazywamy izolowanymi zdarzeniami medycznymi. To dużo więcej niż kiedyś. Wszyscy strażacy mają podstawowe przeszkolenie medyczne w zakresie udzielania kwalifikowanej pierwszej pomocy, na przykład resuscytacji czy stabilizacji głowy po wypadku - przyznaje kpt. Tomasz Kwiatkowski z Państwowej Straży Pożarnej w Wałbrzychu.
Zazwyczaj te umiejętności wykorzystują podczas ratowania ludzi z pożaru czy wypadku, jeśli są pierwsi na miejscu zdarzenia. Teraz jednak wzywani są do wszelkiego rodzaju zgłoszeń, jeśli w pobliżu nie ma karetki pogotowia, a dyspozytor Centrum Powiadamiania Ratunkowego stwierdzi, że dojadą na miejsce szybciej niż karetka.
Przy każdym takim zgłoszeniu, wyjechać pełnym rynsztunku bojowym musi cały zespół. Takie są procedury, bo w każdej chwili zastęp może być wezwany do pożaru. Zazwyczaj jedzie tzw. średni wóz bojowy, a to oznacza wyjazd pięciu strażaków i pojazd z 2,5 tys. litrów wody. Zdarza się, że zamiast karetki jedzie nawet tzw. ciężki wóz z 8 000 litrów wody i trzyosobową załogą.
Tylko w kilku ostatnich dniach strażacy jechali zamiast karetki do 51-letniej pani po 6 udarach. Martwiła się o nią siostra, bo kobieta była w domu przy ul. Hirszfelda sama i miała kłopoty z oddychaniem. Strażacy ułożyli ją w pozycji bezpiecznej bocznej, podali tlen, udzielili wsparcia psychicznego i czekali na przyjazd pogotowia.
Przy ulicy Piasta, przed domem siedziała kobieta z ranami twarzy i ramienia. Okazało się, że rozpalała w kominku i pękła szyba. Na Długosza natomiast udzielali pomocy osobie, która przewróciła się i rozbiła głowę. Na 112 zadzwonili lokatorzy. Na pomoc wyruszył wóz bojowy ze strażakami. W Boguszowie - Gorcach mężczyzna tracił przytomność, czuł duszności i pieczenie w klatce. Na miejscu pojawiły się dwa wozy bojowe średnie - strażacy z miejscowego OSP i zawodowi. Podali tlen, udzielili wsparcia psychicznego i czekali na karetkę.
Tak jest za każdym razem, bo strażacy nie mają uprawnień do przetransportowania chorego do szpitala. - Nie mamy po prostu takiej fizycznej możliwości. W naszych pojazdach nie ma na to miejsca, nie jesteśmy podmiotem realizującym transport medyczny. To lekarz podejmuje takie decyzje, a nie strażak. W przypadku pana z Boguszowa, czas oczekiwania naszego zastępu na przyjazd kartki był długi, bo aż 50 minut - mówi Tomasz Kwiatkowski.
Dlaczego tak się dzieje? - Nie mamy na to wpływu w Wałbrzychu – tłumaczy dyrektor wałbrzyskiego Pogotowia Ratunkowego Ryszard Kułak. - Centrum Powiadamiania Ratunkowego na Dolnym Śląsku jest we Wrocławiu i w Legnicy. Byłe województwo wałbrzyskie obsługuje dyspozytor z Wrocławia. Jemu wyświetla się miejsce, gdzie potrzebna jest pomoc i lokalizacje karetek, jeśli uzna, że czas oczekiwania na zespół pogotowia jest zbyt długi, a szybciej dojedzie straż wysyła strażaków - mówi dyrektor Kułak.
Zdarza się, że system przerzuca dzwoniącego na 112 do innego dyspozytora, czyli pierwszego wolnego. - Jechaliśmy już na przykład do Walimia po dyspozycji od dyspozytora z Suwałk… Bardzo często jest też tak, że kiedy karetka stoi przed Szpitalem Górniczym, jest wysyłana do Świdnicy, bo dyspozytor widzi trasę po przekątnej, że to 7 km odległości, a nie faktyczne 25 licząc odległość drogową…
Dziś do ratowania wałbrzyszan oddelegowanych jest sześć karetek i jedna specjalistyczna (dawna R-ka) oraz jedna karetka cowidowa, ale ona wozi pacjentów z całego byłego województwa wałbrzyskiego. Nie ma już karetki wymazowej, bo jej zadania przejęła karetka Wojsk Obrony Terytorialnej.
- Nasze karetki, podobnie jak inne w kraju , dość długo stoją teraz przed szpitalami. Każdego przywiezionego chorego wymazuje się teraz pod kątem koronawirusa i sprawdza tzw. szybkimi testami antygenowymi. Ale to wydłuża procedury, dlatego zapewne częściej do zdarzeń jeżdżą strażacy – mówi Ryszard Kułak.
Jedno z tych zdarzeń, które zapadły im w pamięci, to wezwanie do porodu w Boguszowie – Gorcach… Na szczęście dla mamy i strażaków, obyło się bez odbierania porodu...
Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?