Zaczęli go ratować dopiero, kiedy jedna z pływających kobiet zaniepokoiła się, że na dnie leży mężczyzna. To ona zaalarmowała ratowników. 56-latka wyciągnięto z wody, ale mimo reanimacji zmarł. Już nazajutrz Andrzej Świerszczewicz, dyrektor Ośrodka Sportu i Rekreacji w Bielawie, wydał oświadczenie: "Nie stwierdzono żadnych uchybień, mogących w jakikolwiek sposób przyczynić się do tego nieszczęśliwego zdarzenia. Według zdobytej przez nas wiedzy zmarły od dłuższego czasu chorował na serce, a przyczyną zgonu był zawał serca".
Sprawa wydawała się zamknięta. Ale świadkowie coraz głośniej mówili, że mężczyzna leżał na dnie około dwóch minut, a ratownicy siedzieli na krzesłach pod ścianą i rozmawiali, zamiast obserwować nieckę. W efekcie prokuratura wszczęła śledztwo. - Prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci - mówi Zbigniew Kata z Prokuratury Rejonowej w Dzierżoniowie. - Zdarzenie należy wyjaśnić, bo nie wiadomo, czy przyczyną zgonu był zawał serca. To będziemy wiedzieli dopiero po opinii, którą sporządzają biegli - dodaje.
Przesłuchano świadków. Dużo do śledztwa wniósłby zapis z monitoringu, który jest na basenie, ale akurat nie działał. - W grudniu mieliśmy awarię prądu i spalił się rejestrator - powiedział nam wczoraj dyrektor Świerszczewicz. Zachowania ratowników nie oceniał już tak pewnie jak w oświadczeniu. - To są tylko ludzie, a my im na ręce przez cały czas pracy nie patrzymy - tłumaczył się. Zapewniał, że wyciągnął już wnioski. - Na basenie zostaną zamontowane dodatkowe kamery i będą one rejestrować głównie pracę ratowników - mówi dyrektor.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?