Późna noc stała nad Świdnicą. Jeszcze nie zimowa - do końca jesieni roku 1740 pozostało trochę czasu - a mimo to przenikliwie już mroźna. Rezydencja miejscowego barona zdawała się po większej części pogrążona we śnie. Z zewnątrz widać było tylko odblask świec w oknach holu, gdzie służbę pełnili adiutanci i wartownicy gwardii.
Okna gościnnego pokoju, przed którego drzwiami umieszczono straże, były szczelnie zasłonięte. Wewnątrz, przy kominku, w fotelu tyłem do drzwi zwróconym, siedział młody mężczyzna. Odziany w znoszony i zakurzony mundur, rozprostowawszy swobodnie swe długie nogi w wysokich wojskowych butach, z łokciami na poręczach i splecionymi dłońmi podpierającymi podbródek, zdawał się drzemać. Ale był to tylko pozór - duże, piwne oczy były szeroko otwarte i spod dość niechlujnej, jasnej peruki wpatrywały się pilnie w pełgające na palenisku płomyki.
- Zimno w tym Schweidnitz, do wszystkich diabłów! - zaklął pod nosem, rozcierając dłonie, w których zdrętwiały mu palce.
- Prawie jak w Brandenburgii. W dzień może nie najgorzej, ale w nocy... Zresztą czego ja chcę, ostatecznie to połowa grudnia.
Usłyszał nagle czyjeś głosy za drzwiami. Nie, nie czyjeś - zreflektował się, gdyż poznał jeden z nich.
- Wasza Wysokość... - drzwi uchyliły się lekko. Siedzący w fotelu obejrzał się przez ramię.
- Słyszę przecież - warknął. - Może wejść.
Do pokoju wkroczył starszy wiekiem mężczyzna w generalskim mundurze i z trójgrannym kapeluszem pod pachą. Stuknąwszy obcasami stanął na baczność.
- Wasza Wysokość, generał von Schwerin... - zaczął.
- Wystarczy! - przerwał mu młody człowiek, podrywając się z fotela i machając ze zniecierpliwieniem ręką. Do tej pory, gdy siedział, jego wysoki wzrost nie rzucał się w oczy. Zarazem teraz dopiero można było dostrzec, jak straszliwie się garbił. - Witam, von Schwerin. Zechce pan dać spokój formalnościom i powiedzieć, z czym przybywa.
- Z dobrymi wieśćmi, Wasza Wysokość - odpowiedział Schwerin.
- Żadnego oporu. Tylko w Glogau siedział jakiś garnizon. Nasi po prostu go obeszli. Jutro pomaszerujemy na Breslau. Jak dobrze pójdzie, to wejdziemy w kraj jak w masło i nie zatrzymamy się przed przełęczami Sudetów i Karpat! Śląskie twierdze są stare, pamiętające jeszcze trzydziestoletnią wojnę, przez sto lat nie modernizowane. Zdobyte przez nas dane były prawidłowe, całość sił austriackich w prowincji to jakieś 1500 żołnierzy...
Przygarbiony, tytułowany "Jego Wysokością" parsknął - trudno powiedzieć czy z pogardą, czy też raczej z rozbawieniem - i rzekł:
- A nas jest 20 tysięcy... Uda się, von Schwerin - podniósł do oczu dłoń zaciśniętą w pięść i potrząsnął nią tryumfalnie.
- Uda się! Miałem rację! Zwiodłem ich! Zwiodłem Marię Teresę, tego jej nadętego ambasadora von Demeradta i wszystkich Austriaków!
- Tak jest, Wasza Wysokość - potwierdził Schwerin. - Bal maskowy w Berlinie, wymarsz naszych regimentów wysłanych rzekomo do Jülich i Bergu... A my tymczasem przekraczamy granicę Śląska. Zaiste genialna strategia. Tyle tylko... - generał urwał na moment, ale jednak zdecydował się ciągnąć dalej, choć z widocznym na twarzy wahaniem. - Ten atak na Austrię bez wypowiedzenia wojny... To znaczy, pogwałcenie odwiecznej zasady "Pacta sunt servanda", jakby powiedział pan minister spraw zagranicznych Podevils...
- Bzdury! - żachnął się przygarbiony. - Po pierwsze, wypowiedzenie wojny to jakiś kompletnie niezrozumiały, europejski obyczaj. A po drugie, my nie prowadzimy wojny, von Schwerin! Zrozumiał pan? Jaka wojna?! Nasza armia wkracza na Śląsk z... Nazwijmy to... Z bratnią pomocą. Bo przecież jakowaś kanalia, dybiąca na spadek po świętej pamięci cesarzu Karolu VI Habsburgu, może zechcieć Śląsk zagarnąć, prawda? Będziemy więc głosić wszem i wobec, że pragniemy wyłącznie zabezpieczyć tę prowincję w interesie miłej naszemu sercu Marii Teresy...
- Zatem Wasza Wysokość uważa, ze Austriacy nie będą walczyć? - spytał Schwerin.
- Ależ będą, mój generale. Będą, i dlatego czeka nas niejedna randka ze sławą - odrzekł z diabolicznym uśmiechem na twarzy król Prus Fryderyk II Hohenzollern, którego już za niewiele lat Europa zwać będzie Wielkim. - Będą, bo Śląsk to piękny kraj. Wart, by za niego umierać.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?