Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Iwona Koziarska o mężu: kochał swoją pracę, tak jak kochał swoją rodzinę...

Karolina Jurek-Bugla
fot. Paweł Relikowski
Iwona Koziarska o kochanym tatusiu, bohaterze i podkomisarzu Mariuszu Koziarskim, który zginął od kuli podczas napadu w Wiszni Małej.

Śmierć w domu Państwa Koziarskich nie była tematem tabu. Z racji zawodu pana Mariusza wiele rozmawiano na ten temat, także z dziećmi. - Mariusz też często starał się nas przygotowywać na najgorsze, uczył dzieci samodzielności, mówiąc że może kiedyś taty zabraknąć. Ale przecież każdy myśli, że to się nigdy nie stanie, że mnie to nie dotyczy - mówi nam Iwona Koziarska, wdowa po zmarłym antyterroryście, która wciąż ze wzruszeniem wspomina męża. - Bycie żoną antyterrorysty to prawdziwa sztuka kompromisu. Trudno coś zaplanować, trzeba nauczyć się ogarniać pewne rzeczy samemu i często nagle - opowiada nam pani Iwona i dodaje, że czasami gdy mąż musi wyjechać to żona wtedy przejmuje męskie obowiązki. - A zamiast wylewać swoje żale, że znów wyjazd na weekend nie wypali, trzeba zerwać się po telefonie w środku nocy razem z nim, by błyskawicznie zrobić i zapakować kanapki, by mógł nie tracić na to czasu i jak najszybciej być w bazie. Trzeba nauczyć się tłumaczyć dzieciom, dlaczego znów gdzieś nie pojedziemy. I nauczyć się czekać na powroty. Bo najgorsze są bezsenne noce - opowiada nam kobieta i dodaje, że jej mąż był prawdziwym pasjonatom. - Nikt nie idzie do tej pracy dla pieniędzy. To właśnie dla realizacji Mariusza pasji zostawiliśmy wszystko. Dom, rodzinę, przyjaciół i przeprowadziliśmy się do Oleśnicy. Wszystko było inne, obce, wszystko musieliśmy zacząć od nowa, z małymi dziećmi na rękach. Ale kocham ludzi z pasją, to było dla niego. Chciałam, by się realizował i robił to - mówi Koziarska i dodaje: był szczęśliwy, było to widać w jego spokoju i uśmiechu. A gdy człowiek jest szczęśliwy, wszystko wokół się układa. Kochał swoją pracę. Tak jak kochał swoją rodzinę - uśmiecha się przez łzy pani Iwona.

Upiekł ciasto i pojechał...
- Dzień w którym widziałam Mariusza ostatni raz nie różnił się niczym wielkim od innych - wspomina pani Iwona. Wróciłam z pracy, a on z wielkim uśmiechem na ustach powiedział, że nie posprzątał z dzieciakami w domu, ale zrobił mi za to ciasto - uśmiecha się kobieta. Wieczorem mieliśmy usiąść razem przy odrobinie wina. Nalał po lampce i w tym samym momencie dostał telefon... Zdążyłam go przytulić i pojechał - ucina nasza rozmówczyni i dodaje, że ciężko opisać słowami co czuła gdy rano do drzwi ktoś zapukał. - Znałam procedury. Wiedziałam co to znaczy. Nie chciałam żeby weszli, tak bardzo chciałam żeby to był sen - mówi drżącym głosem Iwona Koziarska, która nie wini za to co się stało pracy pana Mariusza. - Był spełniony w tym co robi, a naszym życiem i tak rządzi przypadek - mówi nasza rozmówczyni i dodaje: On zginął od kuli, inny człowiek w tym samym czasie mógł zginąć będąc w domu. Myślę że mały mamy wpływ na przeznaczenie i na to, co jest nam zapisane.

Prawdziwy bohater
Po śmierci pana Mariusza został on uhonorowany. W pamięci wielu zachowa się jako bohater. - Tylko może dla nas ciut inaczej niż dla reszty ludzi - mówi z uśmiechem pani Iwona i wspomina: nikt inny nie przenosił nas na boso przez rzekę zimą. Nikt inny nie potrafił zrobić dla córki łuku z kokardkami i różową cięciwą. Nikt inny nie potrafił z małego synka zrobić komandosa, który wierzył, że pokona wszelkie przeciwności i mimo łez wspinał się dalej. Nikt inny nie opowiadał tak mądrych bajek o “Piratach Czarnej Ręki”. To był nasz bohater. Zawsze robił wszystko na sto procent. W życiu rodzinnym jak i zawodowym - podkreśla pani Iwona, która dodaje, że w tamtej akcji pod bankomatem też wie, że jej mąż nie nawalił. - Był perfekcjonistą. Nigdy by nie zostawił kolegów i wiem, że zrobił tam wszystko, co mógł. Zawinił przypadek - puentuje nasza rozmówczyni.
2 grudnia minął rok od śmierci Mariusza Koziarskiego. Pani Iwona nie ukrywa, że był to ciężki rok. - Mnóstwo skrajnych emocji, łez, ale też mnóstwo wsparcia od ludzi wokół. Po takiej tragedii ciężko się podnieść i każdy przechodzi żałobę inaczej. Moją siłą były dzieci, ja byłam ich siłą. I wspomnienie taty i cudownego męża - to wszystko dało nam moc by się podnieść i iść dalej. Powoli składamy życie do kupy, klocek po klocku. A on i tak przecież będzie z nami zawsze - uśmiecha się przez łzy pani Iwona, która dodaje, że chciałabym, żeby każda wdowa otrzymała wsparcie ze strony państwa oraz ludzi dobrych serc. Jest tyle kobiet takich jak ja, które zostają bez niczego. Im ta pomoc jest naprawdę potrzebna - puentuje Koziarska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na olesnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto