Pilot mógł być poddany presji, by lądować

Czy prezydencki samolot, był jak twierdzi wiele osób eksponatem muzealnym?
Nie była to maszyna pierwszej młodości, ale przeszła modernizację i została doposażona między innymi w nowoczesne urządzenia radionawigacyjne. Dzięki temu spełniała wszelkie wymogi obowiązujące na lotniskach całego świata.

Dlaczego więc doszło do tej katastrofy?
Na razie możemy tylko snuć domysły. Pilot mógł być poddany presji, by lądować. Mogło też dojść do błędu w trakcie manewru lądowania. Trudno poderwać tak wielką i opadającą masę do ponownego lotu.

W katastrofie zginęło wielu Pana znajomych.
Przyjaźniłem się z generałem Andrzejem Błasikiem. Dowódca wojsk lotniczych obejmował patronatem organizowane przez nas w Szczawnie-Zdroju, doroczne konkursy lotnicze. Teraz chcemy, by kolejne ich edycje nosiły jego imię. Szczególnie bliski był mi także generał biskup Tadeusz Płoski. Znałem wielu spośród tych, którzy polegli w katastrofie. Pełniąc w przeszłości funkcję sekretarza generalnego Aeroklubu Polskiego, wielokrotnie uczestniczyłem w posiedzeniach sejmowych komisji, które były poświęcone zagadnieniom lotnictwa. Zawsze było ono traktowane po macoszemu. Musiało dojść do katastrofy, by lotnictwo znów stało się ważne.

Czy na posiedzeniach poruszane były tematy, dotyczące wymiany lotniczej floty rządowej?
Tylko o tym mówiono. Kolejne władze, pod presją opinii publicznej, dotyczącej kosztów przedsięwzięcia, bały się podjąć decyzję. W ogóle nasze państwo odpuściło sobie temat lotnictwa. M.in. rozwalono system szkolenia pilotów.

Teraz od zakupu nowych samolotów rządowych Polska już nie ucieknie.
Na pewno trzeba będzie kupić maszynę dalekiego zasięgu, która bez międzylądowań będzie mogła wykonywać loty przez Atlantyk. Może to być np. jakiś model Boeinga. Do lotów na krótkie dystanse nadają się natomiast brazylijskie samoloty Embraer 170. Zabierają na pokład 70 pasażerów. Ma je w swojej flocie LOT.