Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Płonące stosy

Tomasz Borówka, Ryszard Parka
To nie średniowiecze było czasem stosów na Śląsku. Najgłośniejsze procesy o czary miały miejsce w XVII wieku. Historycy wciąż nie są zgodni co do tego, jakie były powody pogoni za czarownicami w XVII wieku.

To nie średniowiecze było czasem stosów na Śląsku. Najgłośniejsze procesy o czary miały miejsce w XVII wieku.

Historycy wciąż nie są zgodni co do tego, jakie były powody pogoni za czarownicami w XVII wieku. Jednak wielu z nich wskazuje na wojenną frustrację, biedę i choroby, polowania na czarownice. Ludziom, grabionym przez obce albo swoje wojska, nie wiodło się dobrze. Wojna oznaczała epidemie, brak paszy dla zwierząt. Ale nikt jakoś nie winił wojska. Winiono czarownice. Na nich łatwo było wyładować własne frustracje.


Masakra w Nysie

Wojna 30-letnia ciężko dotknęła Nysę. Z ponad 7,3 tys. jej mieszkańców ocalała połowa. Miasto szybko podniosło się ze zgliszcz. Jednak z jakiegoś powodu w 1651 roku Nysę ogarnął strach przed diabłem i jego pomocnikami. W płomienie i na szafoty trafiło około 200 kobiet z całego księstwa nyskiego.
W samej Nysie stracono za kontakty z diabłem około 40 osób (źródła nie są zgodne). Kobiety nie były jednak palone żywcem. Najpierw pozbawiano je życia w inny sposób (prawdopodobnie przez uduszenie). Potem ich ciała palono w piecu specjalnie wybudowanym przy sądzie.


Z diabłem za pan brat

By zostać posądzonym o czary, wystarczyło cudze doniesienie. Donosiło się na odejmowanie krowom mleka, powodowanie ochwatu u koni, albo choroby dziecka. Każdy powód był dobry. Donosiciel miał swój interes. Mógł otrzymać nagrodę z majątku czarownicy.

Potem następowało badanie. Zgodnie z zasadami procesowymi przyznanie się było królową wszelkich dowodów. Bo inne dowody można było znaleźć łatwo. A to zeznanie czyjeś o tym, jak widział podsądną lecącą na miotle. A to pęk ziół zapewne służących do wywoływania pomoru bydła.

Kobietę (mężczyzn o czary oskarżano rzadziej) zamykano w więzieniu i rozpoczynano badania, czyli tortury. Czarownica sama musiała wyznać swoje kontakty z diabłem. Jednocześnie niektóre „badania” służyły testom „na czarownicę”.

Kompletnie nagie kobiety z ogolonymi głowami oglądano dokładnie w poszukiwaniu znamion. Potem wykonywano próbę szpilową, sprawdzając czy ze znamion popłynie krew. Jeżeli nie płynęła, a nakłucia były płytkie, lub wykonywane tępym końcem igły, było to pierwsze potwierdzenie czarostwa. Potem przychodziła kolej na kolejne próby, w tym próbę wody. Niewinna kobieta szła na dno. Winna utrzymywała się na wodzie. Zwykle wynik badania zależał od... zręczności oprawcy. I od tego czy starał się kobietę utrzymać na powierzchni, czy nie.

Tortury następowały w kolejnym etapie śledztwa. Stosowano tu przeróżne metody. Od ostrych narzędzi, poprzez wymyślne urządzenia do ściskania kończyn, aż do całkiem wydawałoby się niewinnych lejków i wiaderek.

Delikwentkę badano metodą „na wodę” rozciągano za ręce i nogi na długim stole. Kiedy skóra została naciągnięta do granic wytrzymałości, w usta badanej wtykano lejek, a właściwie lej skórzany o pojemności kilkunastu litrów. Wlewano wodę, a torturowana była zmuszona do jej przełykania. Woda przemieszczająca się pod napiętą skórą wywoływała niesamowity ból. Co ciekawe po takim badaniu nie zostawał na skórze żaden ślad.


Ofiary, kaci i... ofiary

Procesy o czary bywały dla niektórych dość opłacalne. Kiedy w Zlatych Horach, w księstwie nyskim spalono 11 kobiet, dochód podzielony między rajców, sędziów i biskupa wrocławskiego wyniósł 425 talarów. Na tyle wyceniono skonfiskowany czarownicom majątek.

Pieniądze to prawdopodobnie jeden z powodów oskarżania o czary. Jednak najczęściej masowe procesy były wynikiem zeznań składanych na torturach. Kobiety wymieniały przeróżne nazwiska. Kiedy orientowały się, jak niebezpieczne są ich zeznania, podawały nazwiska swoich oprawcow i donosicieli. Koło się zamykało.

Kiedy w Nysie w czasie zeznań czarownice podały nazwisko biskupiego spowiednika, wielu ludzi zorientowało się co niosą za sobą zeznania wymuszane torturami. Bezpośrednio po tym wydarzeniu cesarz wydał zakaz prowadzenia procesów o czary.

Jednak ostatnią czarownicę w Polsce spalono wiele lat później. Na Podbeskidziu.

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto