Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Operacja po ciemku - sąd czeka na opinie

Redakcja
Wciąż nie ma wyroku w sprawie śmierci 74-letniego Bronisława Zuba z Piławy Górnej, który zmarł na operacyjnym stole. Chodzi o głośną operacje w ciemnościach, kiedy w szpitalu w Dzierżoniowie nagle na 18 minut zgasło światło i lekarze musieli operować świecąc sobie w ciemnościach latarkami z telefonów komórkowych.

Kilka godzin wcześniej Bronisław Zub uderzył się w głowę. W domu upadł i stracił przytomność. Żona wezwała pogotowie, które zawiozło go do szpitala w Dzierżoniowie. Tam okazało się, że ma popękaną czaszkę. Dlatego lekarze kazali przewieźć go na oddział neurochirurgiczny w Wałbrzychu. Jednak chorego chwile później odesłano z powrotem z zaleceniem „leczenia zachowawczego”. Kiedy stan pana Bronisława pogorszył się lekarze z Dzierżoniowa zdecydowali się na operacje. O 22.36, kiedy operacja trwała już od godziny, nagle w całym szpitalu zrobiło się ciemno. Zasilania nie było dokładnie przez 18 minut. W tym czasie zespół operacyjny reanimował chorego. Niestety ten zmarł w ciemnościach.
Do zdarzenie doszło w lipcu 2006 roku. Sprawa wyjątkowo się ślimaczy. Najpierw przez blisko 3 lata była badana w prokuraturze teraz niemal tyle samo trwa proces.
Wszystko przez opinie biegłych. Zwłaszcza na te z zakresu medycyny trzeba czekać bardzo długo, bo biegłych, którzy maja kompetencje by oceniać prace lekarzy jest niewiele, a próśb o opinię mnóstwo. Z roku na rok mamy w prokuratorach więcej spraw dotyczących błędów lekarskich – wyjaśnia Iwona Uszpulewicz prokurator rejonowy w Dzierżonowie. Dodaje, że sprawy te z reguły trwają bardzo długo, ale osobiście nie przypomina sobie, by blisko sześc lat od zdarzenia nie było nawet wyroku sądu pierwszej instancji.
Na szczęście są szanse, że ten zapadnie w najbliższych miesiącach. Kolejny termin wyznaczono na luty i być może uda się na nim zamknąć przewód sądowy.
Na ławie oskarżonych zasiada Zbigniew G. były dyrektor szpitala w Dzierżoniowie, który jest oskarżony o niedopełnienia obowiązków Zdaniem śledczych to on ponosi odpowiedzialność za to, że awaryjne zasilanie w szpitalu było czystą fikcją, a do uruchomienia archaicznego agregatu potrzebny było 20 minut i elektryk, bo tylko on potrafił go włączyć. - I nie tłumaczy dyrektora, że budynek szpitala jest stary, a służba zdrowia niedofinansowana, bo to on miał obowiązek zapewnienia pacjentom bezpieczeństwa, a tego nie zrobił – wylicza prokurator Emil Wojtyra, szef wydziału śledczego dzierżoniowskiej prokuratury.
Drugim ostrzonym jest Lesława R., lekarz Oddziału Neurochirurgii Specjalistycznego Szpitala im. A. Sokołowskiego w Wałbrzychu. Na nim ciążą zarzuty narażenia pacjenta na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, bo to on zamiast leczyć zmarłego na miejscu odesłał zmarłego z powrotem do Dzierżoniowa.
Obaj panowie nie przyznają się do winy i twierdzą, że nie mają sobie nic do zarzucenia. Lekarzowi grozi do 5 lat, zaś ówczesnemu dyrektorowi do 3 lat pozbawienia wolności.
Na wyrok cz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bielawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto